niedziela, 13 lipca 2014

Pamiętam i nie zapomnę!

Pamiętam dzień, w którym wyciągnięto ją z inkubatora. Pamiętam swój strach kiedy zauważyłam ,że nie ma jej w "JEJ" inkubatorze.

Pamiętam też swoją radość, kiedy zobaczyłam ją owiniętą jak babuleńkę w szpitalne prześcieradła. Miała wtedy 1610 gram.


Ponad kilogram miłości. Bezinteresownej, najpiękniejszej miłości.

Pamiętam pierwsze kangurowanie, zmianę pampersa , trzęsące się ręce. Pamiętam wszystko. 

Dzisiaj te wydarzenia są tak odległe. A jednak minęły dopiero dwa miesiące od kiedy Maleńka jet w domu.

Dzisiaj Nasze Szczęście waży 4220 g. Jest taka duża! 

Nienawidzę kiedy ktoś mówi "Jaka ona maleńka!" ! Ona jest już duża, największa i najsilniejsza! 

Jest NASZA, dlatego taka jest ! 

57 dni.

Tyle czasu moje maleństwo spędziło w szpitalu. Tyle czasu nie mieliśmy jej przy sobie.
Jeździliśmy dwa razy dziennie żeby tylko móc spędzić z nią trochę czasu. Żeby pogłaskać, poopowiadać , w końcu przytulić czy dostawić do piersi.
Nie było łatwo. Zgrywałam twardzielkę w szpitalu. W domu płakałam jak mała, bezradna dziewczynka. Widok maleńkiego ciałka podłączonego pod kabelki jest okropny, ale kiedy słyszysz płacz swojego maleństwa , bo właśnie zakładają nowe wkłucie..to jest najokropniejsza rzecz w Twoim życiu. Przeraźliwy krzyk Twojego dziecka i ta bezradność, bo chciałabyś jej jakoś ulżyć, leżeć tam za nią. Niech kłują, niech męczą , ale Ciebie.
Nie wierzyłam kiedy mówili ,że poznaje się płacz swojego dziecka. Wierz mi, poznaje się. W szpitalu czekając na korytarzu , wiedziałam kiedy MOJE dziecko płacze. Wiedziałam i bolało mnie serce. Czułam się jakby ktoś torturował. Chciałam jej pomóc, ale nie mogłam. To największa tortura dla matki. Codziennie bałam się jadąc do niej. Bałam czy jeszcze tam będzie.

Przez ten czas wydarzyło się tak wiele. Chudła, dopadła ją infekcja, miała przetaczaną krew, podejrzewano martwicze zapalenie jelit. 
Szczęśliwym zrządzeniem losu ominęły Nas wszystkie poważniejsze wcześniacze przypadłości. Dla Mam dzieci urodzonych o czasie to co piszę wydaje się być jakimś koszmarem. Faktycznie, było. Aczkolwiek mniejszym niż tragedie ludzi ,które oglądaliśmy codziennie. Na oddziale toczy się codzienna walka o życie tych małych istot.

I wiecie? Uważam ,że mamy cholerne szczęście. Że akurat Lillian urodziła się o 10 tygodni za wcześnie. Nie odbieram tego już jako karę. Nasza Córka pokazała jak silna jest i jak bardzo chce żyć.
Jest zdrowa. Jest normalna. Je sama, sama też oddycha. Reszta się nie liczy. 
Moje dziecko jest najbardziej oczekiwanym cudem , które Nas spotkało. Które zbliżyło Nas tak ,że już nic nigdy nie rozdzieli. 


Jeśli pokonamy to , pokonamy wszystko.