sobota, 14 czerwca 2014

Pierwsza wizyta na oddziale.


Nie miałam czasu na odpoczynek. Na zregenerowanie sił.
Czekałam kiedy tylko pozwolą mi wstać. Kiedy będę mogła zobaczyć moją córkę.
Każda minuta trwała za długo. Kiedy pojawiła się studentka,która miała mnie umyć - zaczęłam błagania żeby pomogła mi już wstać. Żebym mogła tylko zobaczyć moje dziecko.
Dziewczyna, niewiele ode mnie starsza, wreszcie się zlitowała. Poszła zapytać oddziałową.
 Mogę wstać. Moje nogi jednak są zbyt słabe. Nie chcą utrzymywać ciężaru ciała. Udaję ,że jest wszystko dobrze, że nie boli. Że nie kręci mi się w głowie. Nic nie słyszę.
Przekonuję siebie, że jeśli teraz poddam się bólowi to później nie dam sobie z nim rady.
Nie mylę się.
Siadam na łóżku. Chwilę później wstaję ,aby podreptać z gołym tyłkiem po klaustrofobicznej salce.
Dostaję informację ,że dopiero zobaczę dziecko po obchodzie. Ta wiadomość totalnie mnie załamuje.
A jeśli do tego czasu coś się stanie?!
Staram się odpędzić czarne scenariusze. Katastroficzne myśli biorą nade mną górę. Pogrążam się w rozpaczy. Tak bardzo niezrozumiałej dla personelu.
W trakcie obchodu zostaję jeszcze bardziej "skopana". Nikt nie wie nawet czy moje dziecko żyje. Zresztą kogo to obchodzi? I zobaczę ją dopiero jak mnie przeniosą z sali pooperacyjnej. Nikt nie wie kiedy, bo przecież " nie jest tu Pani sama, są też inne pacjentki". Z tym tylko ,że te pacjentki mają dzieci donoszone. Mają swoje dzieci obok siebie.
Moje walczy "gdzieś" o życie.
Po kilku godzinach czekania zostaję wreszcie przeniesiona. Szybko kąpię się w oczekiwaniu na męża ,który ma być lada chwila. Wszystko mnie boli. Jak głupia rozczulam się nad pięknem szycia. Cieszę się,że mój rozpłatany brzuch ma "prosty" szew. Że nie będzie go wstyd pokazać.
To również pierwsze słowa ,które wypowiadam na widok mojego męża.
Teraz kiedy już jestem o krok od zobaczenia córki, czuję że nie jestem gotowa. Boję się tego co zobaczę. Tego ,że nie udźwignę widoku i słów lekarzy.
Pomimo mojego strachu schodzimy na dół... Będąc przed drzwiami Oddziału Patologii Noworodka chcę uciec. Na oddział wchodzi się przez Położniczą Izbę Przyjęć, na której siedzi masa ciężarnych kobiet. Zdaję sobie sprawę jaki ból sprawia mi ich widok. Jak bardzo nienawidzę ich i ich brzuchów. Jak bardzo nienawidzę siebie, za to że nawet tego nie potrafię zrobić. Nie potrafię donosić ciąży. Ledwo zaczęło być widać moją ciążę, a już się skończyła. Pozbawiono mnie mojego szczęścia i nadziei. Mojej córeczki, która jeszcze dobę wcześniej tak cudownie kopała. Byłam pusta i wypatroszona.
Wreszcie wchodzimy na oddział. Nogi mi się trzęsą, boję się i chce mi się płakać. Podświadomie wiem ,że nie mogę. Bo ona to poczuje, bo muszę dać jej siłę. Ja i mój mąż. Musimy być dla niej silni.
Wchodzimy na salę z inkubatorami. Mąż prowadzi mnie w stronę naszego dziecka. Nieśmiało zaglądam przez szybę.
Widzę malutkie ciałko. Moją córkę. Wiem ,że nie mogę się przyzwyczajać.
Wychodzę stamtąd z myślą ,że już nigdy więcej tu nie wrócę. Że moja córka nie ma szans. Że nie przeżyje.

6 komentarzy:

  1. No i się popłakałam :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko tyle- :(((( za to http://chce-poznac-smak-milosci.blogspot.com/ - zapraszam na bloga z opowiadaniem :3 dodaj do obs, ja już dodałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymaj się ! Na pewno będzie dobrze ! :)
    A twoje historie wzruszają :').
    kana-kaana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, co się takie stało, dlaczego Twoja córcia miałaby nie przeżyć? Liczyłam, że na końcu postu przeczytam coś pozytywnego,a tymczasem zaskoczyłaś mnie tym, że nie jest dobrze...
    Życzę zdrowia Tobie i córce, cokolwiek by jej było :( Sama jestem w 7 miesiącu ciąży i nie wyobrażam sobie, że urodzę, a moje dziecko będzie miało małe szanse przeżycia :/ :( to musi być straszny, niewyobrażalny ból dla matki, która jeszcze przed chwilą czuła jak mała istotka wierci się w brzuchu...

    zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak po prostu bywa z wcześniakami... Dziś jest w porządku, jutro już nie ma Twojego dziecka.

      Tobie i maleństwu życzę zdrówka. :)

      Usuń
  5. dziękujemy :) Nasza Malutka jest zdrowa jak ryba :D

    OdpowiedzUsuń